„Czarna seria” stanowiła istotny pomost pomiędzy metaforą i abstrakcją
U Popiela treścią przestrzeni są przedmioty. Jednak te przedmioty – przedstawione fizycznie – mają skłonność do zamieniania się w znaki. Niektóre z tych znaków są ukryte, inne jawne, niektóre skrywają się za bryłami lub innymi znakami, są trójwymiarowe, ale mają skłonność do pozostawania w płaszczyźnie obrazu.
I wówczas wzrok oglądającego stara się bryłę sprowadzić do abstrakcyjnej płaszczny, bryła się temu nie poddaje, to zmaganie się, brak ustalenia może być źródłem energetyczno-umysłowych doznań.
Ogólne wrażenie jest architektoniczne, ujawniają się skryte marzenia architekta, fantazje czy sny, architektoniczny balet. Dzięki tym fantazjom ściśnięta świadomość wielkomiejska odzyskuje choć trochę tak potrzebnej jej wolności. W tych obrazach wciąż jest ciśnienie miasta. Pozostaje nawet w motywach roślinnych. W kilku obrazach onirycznych, trochę przypominających Alfreda Kubina, też pojawiają się wypychane przez podświadomość bryły miasta – upchane w stwory zwierzęco-ludzko-kształtne. To co zbrylone w tych obrazach – w odróżnieniu od logicznie, racjonalnie kreowanej przestrzeni – najwyraźniej reprezentuje czy obrazuje sferę uczuć.
Ale inne są bryły geometryczne, inne bryły zaznaczone krawędziami, a jeszcze inne bryły ciał ludzkich i zwierzęco-kształtnych. Wszystkie w różnym stopniu przesunięte w stronę znaku, a więc czytelne przede wszystkim intelektualnie – są też znaczące emocjonalnie i wtedy z płaskiego znaku wracają do brył. Odbywa się więc w odbieraniu tych obrazów ruch wewnętrzny, raz zaczyna się to w powierzchni obrazu i idzie w głąb, innym razem odwrotnie – z bryłowatej głębi ku powierzchni.
To może nasuwać skojarzenie, że te obrazy są naskórkiem, jakąś membraną, która oddziela coś od czegoś lub coś z czymś łączy.”Istnieje pewna różnica między dwoma obliczami prawdy, których niedoskonały Ludzki Umysł nie potrafi zintegrować. – Cytuję Arnolda Toynbee’go. – Ludzka psyche jest wyposażona jakby w dwa organy: w świadomość będącą racjonalną powierzchnią i podświadomość, która jest niewolicjonalną otchłanią. Każdy z tych dwóch organów (…) odrobinę Rzeczywistości odsłania i każdy, mimo niedoskonałości swego poznania, odkrycia swe nazywa „Prawdą”.
Umysł pobudzony tymi wibracjami przenosi się do stanu, kiedy ujawnia się emocjonalność abstrakcyjnej myśli, innymi słowy podnosi się do temperatury osiąganej przez mistycznych filozofów, którzy w Bogu widzieli Naturę, a w Naturze Boga (np.Spinoza).
Byli teoretycy sztuki, którzy twierdzili, że tzw. malarstwo przedstawieniowe przestało być realistyczne, bo promieniowanie po bombie atomowej jest niewidzialne. Odejdźmy trochę, kilka kroków i wróćmy znów do ogólnego, już nie pierwszego wrażenia, ale konfrontujmy je ciągle z pierwszym wrażeniem – ikoniczna przestrzeń, napięcie między znakiem a bryłą, przewaga srebrnej, księżycowej, intelektualnej skali kolorystycznej, ale obecna też skala złota, w tym wypadku podbijająca bębenka skali srebrnej. I ta panelowatość form, wystawienie powierzchni. Wygląda to jak oczekiwanie na coś lub kogoś, oczekiwanie tak długotrwałe i napięte, że przypomina modlitwę.
Jarosław Markiewicz
Większość prac z lat 70. oraz połowy 80. pojawiło się w mojej pracowni przy ulicy Wąski Dunaj, na Starym Mieście w Warszawie. To były dziwne czasy.
Obrazy Niemożliwości
Witold Popiel, poszukując archai dla swych obrazów, za partnera na tej drodze obrał muzykę, z jakiej wyłoniły się najpierw światy biomorficzne a potem cały fantastyczny realizm postaci i stworów, zanurzonych w onirycznym sosie, zdających się powracać do swego początku, tam, gdzie w czyniemu jest się samemu w dialogu, który w miarę swego trwania staje się medytacją taką samą, jak próba odpowiedzi na pytania jeszcze nie zadane.
Konwencja przyjęta przez Witolda Popiela nazywana była różnie i uzależniona od kręgów percepcji. Jak sam pisał: “Może moja naiwność coraz bardziej mnie pogrążała, ale skoro istniała chińska szkoła wąchania obrazów, nie traciłem zapału i uparcie zmierzałem do celu”. Warto dodać, że cel ten był poza kanonem dominujących w relacjach społecznych gustów i upodobań, nim krytycy zdecydowali się określić to wszystko, co było po drodze, mianem realizmu fantastycznego, nierzadko myląc fantastykę z fikcją, twierdząc, że wizja nie jest czymś realnym albo że działania synergetyczne są tylko przypadkowym efektem synchronii lub diachronii. Oczywiście wiedza na ich temat jest równie pomocna jak literatura, niemniej tworząc rzeczy jeszcze nieopisane zbliżamy sie raczej do śródła znaczeń niż do ich niewiadomej jeszcze roli czy funkcji.
Sławomir Gołaszewski
Wojtek Pszoniak, jako entuzjasta sztuk plastycznych, bardzo interesował się szczegółami powstawania prac malarskich.
Pracownia
Witold Popiel poszukuje źródeł dla rzeczy. Od dwudziestu pięciu lat w jego pracowni powstają pełne znaków i symboli prace malarskie, w których artysta przywołuje obrazy świata, pogrążając się wraz z nimi w jedność bogów, zwierząt i ludzi. Tworzy obrazy olejne o metafizycznym charakterze i pastele, które jak sam określa mają szczególne znaczenie w jego twórczości. Organizuje pracę nad obrazem, by przełamać i zaczarować przestrzeń. Sięga do różnych technik, by znaleźć się w horyzoncie mitów i utożsamić się z nimi. Dokonuje wyborów. Wyposaża bohaterów swych prac w niezbędne akcesoria, a siebie w bezpieczną przystań wewnętrzną. A pejzaże, portrety i akty powstałe wtedy mogą zauroczyć i odwołać się do głosu serca.
Litografia
Gdy w połowie lat osiemdziesiątych Witold Popiel zainteresował się nieco zapomnianą techniką tworzenia grafiki i powołał do życia pierwsze litografie wydawło się, że jest to świat stworzony dla niego. Z niebywałą swobodą poruszał się w tej trudnej, żmudnej i odpowiedzialnej metodzie. W pracowni litografi zaczęły pojawiać się pierwsze prace o tematyce mitologiczno-baśniowej. Fantastyczne krajobrazy i bohaterowie tajemniczych scen. Wydarzenia senne, dziwne elementy, charakterystyczne dla jego obrazów zaczęły w litografiach nabierać nowego znaczenia. Tworzone w negatywie – nietypowy dla tej techniki sposób – zaczęły dopełniać wiedzę na temat znaczenia obrazów.
Wystawy
W tym czasie prace artysty wystawiane były w wielu krajach. Od Aten, gdzie na prezentacji polskiej sztuki jego obrazy wywołały ogromne zainteresowanie, poprzez liczne wystawy indywidualne i zbiorowe w Niemczech, aż po Japonię gdzie malarz wystawiał w towarzystwie profesorów Akademii Sztuk Pięknych. Potem były wystawy w Warszawie i innych polskich miastach, ale nigdzie oprócz Petersburga nie ustawiała się kolejka, by móc obejrzeć jego prace. Dlatego chyba Witold Popiel ze szczególną sympatią odnosi się do rosyjskich widzów. Być może zainteresowanie jego sztuką zaowocowało kilkakrotnym pobytem w Rosji i wykładami, które prowadził w tym kraju. Odczyty i seminaria dotyczyły w szczególności nowych technik graficznych i komputerowych metod ich przetwarzania.
Droga
Kolejne wystawy powinny przynosić satysfakcję. Marszandzi docenili jego pracę. Obrazy powędrowały do muzeów i wielu prywatnych kolekcji. Ale Popiel wydawał się mało zainteresowany tak zwaną karierą. Zawsze twierdził, że jego życie polega na codziennym obowiązku pracy przy sztaludze, a wszystkie czynności, które wypełnia malując obrazy wynikają z pokory i mają charakter prostych rytuałów. Rzeczywiście, może nie należy zbytnio przeceniać własnego udziału w akcie tworzenia. Trudny i wyjątkowo indywidualny musi być proces kreacji, ale też nadmierne przywiązanie do wszelkich komplikacji nie pomaga w dotarciu do prawdy. Może trzeba zawierzyć intuicji i poddać się wyższej energii, która przy odpowiedniej sile woli doprowadzi artystę do zamierzonego lub wymarzonego celu. Popiel poszukuje w różnych miejscach. Wydaje się docierać do ważnych rejonów. Potem zawraca. Może stwierdza, że jeszcze nie nadszedł czas, by sięgać w nieznane. Powroty do źródeł wydają się bezpieczne i może wzbogacają go jako człowieka, a nie tylko jako artystę. Czas pokaże, czy te obrazy będą oglądane za kilkadziesiąt lat. Póki co, jego prace reprodukowane są i chętnie wykorzystywane na okładkach ponad stu płyt z muzyką oraz plakatach i wielu książkach, między innymi dla Czytelnika. Ale Popiel nie poprzestaje na tworzeniu nowych dzieł. Oprócz wykładów, programów telewizyjnych, jest autorem wielu felietonów poświęconych muzyce jazzowej — jego wielkiej pasji, a także malarstwu, wzornictwu oraz projektowaniu wnętrz. Otrzymał również literacką nagrodę miesięcznika Literatura. Tworzy także scenografię i kostiumy do baletu oraz projekty ogrodów. To ostatnie wyzwanie wynika prawdopodobnie z faktu, że gdy kilku lat temu porzucił Warszawę i zamieszkał w domu pod miastem, odkrył potrzebę zagospodarowania własnego kilkuhektarowego terenu, którego zaprojektowanie nie było łatwe. Życie w oddaleniu od przestrzeni miejskiej i codzienne obcowanie z przyrodą, roślinami i czystym pejzażem zaowocowało nowymi obrazami. Wiele z nich pokrywają liście, kwiaty, i postacie, zdające się być w harmonii z przyrodą. Obecnie widać próbę oczyszczenia świata obrazów ze zbędnych, zdaniem autora, elementów.
Inspiracją może być także teatr
Wydaje się, że Popiel od zawsze maluje ten sam nierzeczywisty krajobraz, ale obecnie nieco bliższy ziemi. Mniej umowny. Jeśli do niedawna pojawiały się w obrazach elementy i przedmioty przeniesione z geometrii snu lub kosmicznej fikcji, to teraz, jak sam mówi, inspiruje go świat teatralny. Nie koniecznie rozumiany dosłownie. Światło, ów tajemniczy element tworzenia iluzji na małej przestrzeni, wraz z prostą, symboliczną scenografią i postaciami wydaje się być zamknięciem cząstki rzeczywistości w intymnym świecie. Popiela bardziej interesuje namalowany pejzaż, stanowiący tło teatralne, niż świadomie namalowany obraz na wystawę. W jego pracach pojawiają się postacie, głównie kobiet. Coraz bardziej przezroczyste, rozjaśnione, nieobecne. Może grające lub udające swoje role. Kobiety jak porcelanowe lalki w nieokreślonych, pozbawionych dramatycznych uniesień gestów, są strażniczkami tajemnicy. I podobnie jak w pastelu „Maria Callas w Normie”, autor nawet nie próbuje przywoływać arii. Pozostawia nas z wizerunkiem czystym, bez zbędnych odniesień. A opery możemy posłuchać kiedy indziej.
Max Kluge
Nowe miejsce, nowy dom i nowe środowisko wymagały kilkuletniej adaptacji. Przestrzeń czarowała i wzbudzała niepokój. Wreszcie zaczęły pojawiać się prace z innej „strefy czasowej”. Obecnie strefa została częściowo oswojona, a energia uwolniona. I znów, jak przed laty, ciekawość bierze górę nad rozsądkiem.